Z kroniki Szkoły
Powszechnej w Lipicach , gm. Grodziec
-
do 1945 r. -
11/10/2010
„ Pierwsza
szkoła znajdowała się w Lipicach w budynku prywatnym ob. Świerczyńskiej. Następnie przeniesiono szkołę do Zaguźnicy,
gdzie mieściła się w dwóch izbach u gospodarzy Haka Bolesława i Wróblewskiego
Franciszka. Kierownikiem szkoły był ob. Walicki Stanisław, nauczycielką
ob. Lipkówna Jadwiga.W roku szkolnym 1931-1932 nastąpiła zmiana personelu, na
miejsce p. Lipko przyszła Prusiewiczówna Jadwiga (później zamężna Rosin).
Była wielka
niedogodność w położeniu szkoły, na skraju rejonu, ponieważ dzieci z Lipic i
Huty miały zbyt daleko do szkoły. Zaczęto myśleć o tym, by pobudować[nową]
szkołę. Wszyscy tego chcieli, lecz nie było zgody co do miejsca położenia
budynku.Zaguźnica i Lądek chciały mieć szkołę u Haka; Lipice i Huta pragnęły
mieć szkołę w Lipicach na Krzyżówce – na tzw. Górce, placu będący własnością
szkoły.Powstały i inne przeszkody.
Królików również zapragnął mieć szkołę. Szkoła wyżej zorganizowana / Królików / miała większe szanse, tymczasem Towarzystwo Popierania Budowy Publicznych Szkół Powszechnych mogło wystawić tylko jeden budynek. Szczęśliwą okolicznością dla Lipic było to, że Królików już kilka lat temu miał budować szkołę i zgromadzono wtedy dużo materiału budowlanego – i to wszystko zniszczyło się, bo do budowy nie doszło. Zatarg więc był bardzo ostry, bo Królików zdawał sobie sprawę, że jeśli teraz szkoły nie postawi, to nieprędko to nastąpi lub wcale. Lipice nie ustępowały, ludność tak się zapaliła w tej walce, że doszło nawet do przykrego incydentu – znieważenia osoby duchownej Księdza Urbańskiego z Królikowa, najgorliwszego obrońcy sprawy Królikowskiej. Przyjechał do Lipic robić jakieś pomiary, ponieważ jak twierdził pomiary zrobione przez kierownika szkoły w Zaguźnicy, były nieścisłe, czy nawet wręcz fałszywe. Ludność obrzuciła go wtedy obelgami, piaskiem i zmusiła do odjazdu. W rezultacie zdecydowano budować szkołę mniej więcej w środku rejonu na gruncie Buselta Romana. Tak więc dzięki przychylności władz szkolnych Towarzystwa Popierania Budowy Szkół Powszechnych i wielkiej pomocy miejscowej ludności powstał w Lipicach nowy budynek szkolny. Naukę w nim rozpoczęto w roku szkolnym 1938-1939, a więc w rok przed wybuchem wojny. W listopadzie odbyło się uroczyste poświęcenie tego budynku szkolnego. Wzięli w nim udział Starosta powiatowy, Inspektor szkolny, Ksiądz parafialny, sąsiednie szkoły i miejscowa ludność.
Królików również zapragnął mieć szkołę. Szkoła wyżej zorganizowana / Królików / miała większe szanse, tymczasem Towarzystwo Popierania Budowy Publicznych Szkół Powszechnych mogło wystawić tylko jeden budynek. Szczęśliwą okolicznością dla Lipic było to, że Królików już kilka lat temu miał budować szkołę i zgromadzono wtedy dużo materiału budowlanego – i to wszystko zniszczyło się, bo do budowy nie doszło. Zatarg więc był bardzo ostry, bo Królików zdawał sobie sprawę, że jeśli teraz szkoły nie postawi, to nieprędko to nastąpi lub wcale. Lipice nie ustępowały, ludność tak się zapaliła w tej walce, że doszło nawet do przykrego incydentu – znieważenia osoby duchownej Księdza Urbańskiego z Królikowa, najgorliwszego obrońcy sprawy Królikowskiej. Przyjechał do Lipic robić jakieś pomiary, ponieważ jak twierdził pomiary zrobione przez kierownika szkoły w Zaguźnicy, były nieścisłe, czy nawet wręcz fałszywe. Ludność obrzuciła go wtedy obelgami, piaskiem i zmusiła do odjazdu. W rezultacie zdecydowano budować szkołę mniej więcej w środku rejonu na gruncie Buselta Romana. Tak więc dzięki przychylności władz szkolnych Towarzystwa Popierania Budowy Szkół Powszechnych i wielkiej pomocy miejscowej ludności powstał w Lipicach nowy budynek szkolny. Naukę w nim rozpoczęto w roku szkolnym 1938-1939, a więc w rok przed wybuchem wojny. W listopadzie odbyło się uroczyste poświęcenie tego budynku szkolnego. Wzięli w nim udział Starosta powiatowy, Inspektor szkolny, Ksiądz parafialny, sąsiednie szkoły i miejscowa ludność.
1 września 1939
r. wybuch wojny! Kierownik szkoły p. Walicki zmuszony był , ratując
życie wyjechać, nauczycielka p. Rosin spędzała wakacje w Koninie, szkoła
została opuszczona.Działania wojenne nie dosięgły tej odludnej miejscowości,
dzięki czemu budynek przetrwał nie doznając żadnego uszczerbku , a raczej
został przez okupantów wykończony.W listopadzie 1939 r. nauczycielka p. Rosin
Jadwiga została powołana do zorganizowania nauki dzieci polskich w języku
niemieckim. Kierownik Walicki St. , który w międzyczasie powrócił został
zatrudniony w Szkole w Grodźcu, skąd w grudniu wysiedlono go wraz z rodziną do
Tarnowa. „Schulkomisarem”
na tut. gminą był były polski nauczyciel z Borowca hitlerowiec Hermann
Edmund – zachowujący się wobec swych kolegów nauczycieli, zupełnie przyzwoicie.
Wysiedlenie p. Walickiego było jego robotą, ale podobno zrobił to by uratować
go przed pewną śmiercią, której domagali się miejscowi Niemcy, za jego
manifestacyjne przemówienia antyniemieckie. Naukę prowadzono do marca 1940r.
Wtedy zerwano z nauczycielstwem umowę. Pensje wypłacano regularnie - o
represjach w szkołach na tut. terenie nie słyszało się. Budynek szkolny został opuszczony do lipca
1940 r.W lipcu zajęli go Żydzi, wysiedleni z całego powiatu Konińskiego, na
teren gminy Grodziec. Urządzenie szkolne zostało wobec tego
wywiezione po innych szkołach niemieckich. Żydzi przebywali tam do marca
następnego roku, po czym ich wywieziono. Budynek szkolny pozostał strasznie
zanieczyszczony. Teraz Niemcy
zdecydowali założyć tu szkołę i po kilkumiesięcznej pracy nad oczyszczeniem,
budową studni artezyjskiej , balustrady w klatce schodowej i malowaniem
rozpoczęli naukę dzieci niemieckich. Rozpoczęła się udręka ludności polskiej,
uczniowie bowiem prześladowali dzieci polskie, dając się we znaki i starszym.
Nauka odbywała się do końca wojny.
Tajnego
nauczania na tym terenie nie było, bo nauczycielka p. Jadwiga Rosin jakkolwiek
zamieszkiwała w Lipicach, ale była ciężko chora na serce, także nawet miała
zwolnienie od pracy z niemieckiego „Arbeitsamtu”. Zresztą ludność miejscowa,
przeważnie gospodarze, byli w tych szczęśliwych okolicznościach, że ich nie
wysiedlano, ani przesiedlano przez całą wojnę, analfabetów wśród rodziców nie
było, czasu wolnego zimą dużo, więc tylko dobrych chęci, a dzieci mogłyby
nauczyć się czytać i pisać bez narażania kogokolwiek.
Nadszedł styczeń 1945 r. Dnia
dwudziestego, w sobotę władze niemieckie ustąpiły przed wkraczającymi
zwycięsko wojskami rosyjskimi i polskimi. Ludność niemiecka uciekała w
popłochu, co wywołało wielkie wrażenie wśród niespodziewających się takiego
zakończenia wojny Polaków. Radość, a jednocześnie lęk przed skutkami wojny, i
czy czasem Niemcy nie wrócą, pomieszały się razem. Było to uzasadnione, bo
zdarzył się taki wypadek: w niedzielę popołudniu w samym środku Lipic spóźnieni
oficerowie niemieccy chcąc zdobyć podwody terroryzują ludność grożąc
wymordowaniem wsi, a jednocześnie na budynku szkolnym odległym o ćwierć
kilometra – partyzanci wywieszają flagi sowiecką i polską. Wypadki następują
teraz szybko po sobie, działalność partyzantki, rozbrajanie rozbitych wojsk
niemieckich, pojedynczych żołnierzy i większych grup. Polacy okazali w tym dużo
odwagi. Należy wspomnieć o bohaterskiej śmierci młodego Polaka Bogumiła Simona
z Zaguźnicy, który zginął jako Komendant placówki partyzanckiej przy
obleganiu domu na Lądku, w którym ukryło się kilku oficerów niemieckich.
W szkole prócz urządzenia szkolnego, było
prywatne mieszkanie nauczycielki obficie zaopatrzone w sprzęt, meble, ubranie i
żywność, które nie wiadomo kto obrał, niszcząc wszystkie zamki i
uszkadzając drzwi. Chcąc uratować sprzęt szkolny od zniszczenia, z braku
właśnie zamków, najbliższy gospodarz Buselt Roman , wywiózł część ławek
do siebie. Poza tym budynek szkolny stał się przedmiotem „szabrowanym” przez
okolicznych włościan. Wywożono furami kilkuletnie zapasy opału: węgiel
kamienny, rąbane drobno drzewo – a nawet wyjmowano szyby z okien, jak również
zabierając całkowicie okna z szopy, rozbierając sufity w oborze, rynny ściekowe
oraz drzwi. W ten sposób zginął też bogaty sklepik szkolny, przyrządy i pomoce
naukowe oraz pierwszorzędna gabinetowa maszyna do szycia.
Aktualną stała się sprawa nauki . Nauczycielka
ob. Jadwiga Rusin do pracy niezdolna .W stosunku zaś do poprzedniego Kierownika
szkoły ob. Walickiego ludność przybrała postawę wrogą. Powstało bardzo ważne
zagadnienie – Kto będzie uczył? Tego trudnego zadania podjął się stary
mieszkaniec Lipic ob. Makowski Mieczysław. Zamieszkał w szkole i pracował aż do
przyjazdu w dniu 15 maja 1945r. wyznaczonego przez władze szkolne Kierownika
ob. Guźniczaka Wacława.W dniu 27 maja 1945r. odbyło się pierwsze zebranie
rodziców, na którym Kierownik szkoły przedstawił plan pracy w szkole, wskazówki
wychowawcze, nowe zadania szkoły i rodziców, współpracę z gronem
nauczycielskim.
Dokonano też wyboru Zarządu Komitetu Rodzicielskiego w
osobach: 1.Żabiński Franciszek –
sołtys gromady Junno, przewodniczący, 2.Guźniczak Jan –z Junna 3.Tarczewski
Józef – z Huty, 4. Jaroszewski Józef - z Zaguźnicy, 5.Zawodni Stefan
– z Lądku, dniu 16.09.1945r.
dokoptowano : 6.Urbaniak Bronisław- z Lądku, 7. Kopaczewski Bronisław – z
Ciświcy. ”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz