,, Stawiszyn, rok
1889 ” - porównanie chłopa polskiego i
olęderskiego zamieszkującego okolice
Stawiszyna.
25/03/2011
,,
Przebywając przeszło pół roku w Stawiszynie i stykając się dość często z ludem
okolicznym, chciałem wyzyskać tę sposobność w celu poznajomienia ogółu z
etnografią tamtych okolic. Brak czasu jednak, który pochłaniały mi inne
zajęcia, stanął na przeszkodzie w nagromadzeniu większej ilości materiału, w
skutek czego zmuszony jestem ograniczyć się niniejszą skromną notatką. Mniemam
jednak, że może zachęci ona kogo, będącego w dogodniejszych ode
mnie warunkach, do przeprowadzenia gruntowniejszych badań, na które okolica
Stawiszyna ze wszech miar zasługuje.
Zanim
zapoznamy się z chłopem tych okolic, przypatrzmy się najpierw ziemi, na której
on się rozsiadł. Jest to równina, bez śladu wszelkich wyniesień, które
występują dopiero bliżej ku Koninowi. Jak okiem zasięgnąć wszędzie spostrzegasz
uprawne pola i łąki, gdzieniegdzie tylko urozmaicone kępką drzew wyniosłych,
przeważnie wierzb i topoli. Powierzchnię ziemi stanowi czarnoziem na podkładzie
gliniastym. Z tego powodu bardzo wielkie oddają tu gospodarstwu usługi dreny,
które też na wielu folwarkach pozaprowadzano.
Chłopi, o ile się mogłem dowiedzieć, drenów
nie stosują. Jak to wynika z natury gruntu, główną produkcją gospodarstw
tutejszych stanowi pszenica oraz buraki cukrowe; te ostatnie przerabiają się w
cukrowniach w Zbiersku i w Dzierzbinie. Chłopi sieją również sporo pszenicy,
ale więcej żyta, jak również i ziemniaków, w miejscowej gwarze zwanych
,,perki”.
Przybysz, nawet na pierwszy rzut oka, rozpoznać może, że zakątek to dość
zamożny. Przy bliższym rozpatrzeniu się, wiele zapewne barw przyblaknie, lecz w
każdym razie jest to jedna z bogatszych okolic kraju. Dobrobyt ten szczególniej
uderza tego, kto przybył wprost, lub zna przynajmniej dobrze inne mniej
urodzajne strony kraju. Kontrast ten zarysowuje się wtenczas jaśniej, tym bardziej
, że do porównania służyć mogą jeszcze osiadli między [tutejszą] ludnością
polską koloniści niemieccy, tak zwani Olędrzy albo Holendrzy. Z
porównania naszego chłopa z takim Olędrem wiele ciekawych można wysnuć wniosków
– postaramy, się więc naszkicować je tutaj, ile starczy materiału.
[ Wygląd
i strój ]
Pod względem fizycznym, lud z tych stron wiele korzystniej przedstawia
się niż np. z okolicy Olkusza lub Kielc.Chłopy tu rosłe, barczyste, twarzy
przeważnie ściągłej, oczu niebieskich, cery nie tak jakoś ogorzałej, jak u niektórych
plemion małopolskich; włosy mają przeważnie blond, równo przystrzyżone; wąsów
nie noszą. W ogóle znać na nich jakby lepsze stosunkowo odżywianie
się.
Kobiety, nie wiem dlaczego, ale jakoś nie dorastają mężczyzn.
Wzrostu są przeważnie średniego, a przy tym – co do rozrośnięcia się i
pleczystości także z nimi nie harmonizują, a już zupełnie ustępują małopolskim
chłopkom, a głównie mieszczankom. Płeć również jak u mężczyzn jasna, włosy
także przeważnie blond, chociaż spotykałem dość często i szatynki. Oczy
przeważnie niebieskie, twarze ściągłe.
Mężczyźni noszą długie, niemal do ziemi sięgające sukmany z szarego,
grubego sukna; rzadziej spotykałem je z płótna zgrzebnego, na ciemno- niebiesko
farbowanego, które wyrabiają w domu. Pod sukmaną noszą długą, sukienną
kamizelę, ze szklanymi, świecącymi się guzikami. Portki i koszula bywają
płócienne: portki grubsze, koszula cieńsza; pierwsze niekiedy szyją się z
takiegoż płótna , jak sukmana. Buty zwyczajne, jarmarczne. Dopełnia stroju
latem kapelusz filcowy, czarny, z małym rondem (budka kapelusza od spodu, przy
rondzie węższa); zimą czapa tj. ta charakterystyczna, wielkopolska czapka z
siwego baranka, nadzwyczaj wysoka, z dnem sukiennym niebieskim, i ściągająca
czapkę wąską , niebieską wstążeczką, związaną w kokardkę . Aby
nosić podobną czapę, bez prawdopodobieństwa zostania strachem na wróble, trzeba
być nie lada mężczyzną; boć sama nazwa jej wskazuje, że to czapa luśniowana,
tj. niby wóz luśniowany , powiększona odpowiednio do rozmiarów jej
właściciela. To też najczęściej noszą ją najroślejsi; niżsi zaś wzrostem
zadawalają się tak zwanym kapturem, który jest rogatywką niską, obkładaną
również siwym barankiem.
Kobiety ubierają się w kraśne spódnice i kaftany lub staniki, w
których przeważa zawsze kolor czerwony. Tylko u starszych, spotkać można
jeszcze, dawniej powszechnie używany sukienny, granatowy kabat. Jest to rodzaj
małopolskiej sukienki, lecz znacznie krótszej, bo kabat może pół łokcia tylko
za pas sięga i ma przy tym pelerynkę małą, okrągło wyciętą, oraz jest
marszczony z tyłu. Podobno dawniej i spódnice z takiego sukna nosiły tutaj
powszechnie kobiety. Na głowach mężatki noszą muślinowe lub tiulowe czepki, są
[one] rodzajem frezki marszczonej, która w kształcie daszka okala cały przód
głowy. Czepek taki, który z tyłu głowy nieco odstaje, przewiązują wokoło głowy
skręconą, wzorzystą chustką, której końce wiążą się następnie na wierzchu
głowy, nie robiąc jednak przy tym wydatnego węzła. Czepki takie noszone są
jednak nie przez wszystkie kobiety – a nie używające ich wyśmiewają swe sąsiadki
w czepcach. Na nogach wszystkie kobiety noszą trzewiki, niekiedy ozdobione
kokardkami ze wstążek. Dodać jeszcze należy, że mężatki włosy
obcinają, dziewczęta zaś plotą je w warkocze, część upinając z tyłu, część zaś
okręcając koło uszu, co wcale niepięknie wygląda i przypomina baranie rogi.
Do paciorków, noszonych na szyi, tak mężatki, jak i panny, lubią
przyczepiać jasne, kolorowe wstążki, w których wielce gustują.
Jakaś staruszka na przykład , więcej tu, niż w Krakowskim,
dbałą była o swoje oblicze i umiała je zachować od zmarszczek, ba, nawet
pryszczyków większych!
Przyjrzyjmy się teraz Olędrom.
Zaraz na pierwszy rzut oka wyróżniają się oni od miejscowej ludności.
Mężczyźni nie odznaczają się zbyt wielkim wzrostem i zdaje mi się nie
zbłądzę, jeśli powiem, że są w ogóle niżsi od naszych chłopów; są za to
przysadziści, rozrośli i silni. Fizjonomie ich typowe, niemieckie. Twarze
wygolone, z pozostawionymi podbródkami (bardzo rzadko noszą brody), tak są
uderzające, że w największym tłumie nie można się pomylić w rozróżnieniu Olędra
od chłopa. Zresztą dopomaga w tem nieco i różnica w stroju. Jakkolwiek ,
bowiem Olędrzy noszą też często szare lub niebieskie sukmany, krój ich jednak
jest odmienny od chłopskich i są krótsze. Nadto Olędrzy nigdy prawie nie noszą
kapeluszy, lecz czapki sukienne, a w zimie czarne, barankowe.
Kobiety ich chodzą w pasiastych wełniakach swego wyrobu i
takich że fartuchach. Na głowach wiążą chustki wełniane, ale ciemne, miejskiego
typu i sposobem ogólnie praktykowanym przez kobiety wszystkich stanów. Nogi
obuwają w trzewiki; resztę stroju stanowi kaftan barchanowy lub inny. W lecie,
zamiast wełniaków, używają perkalowych sukien. Strój taki noszą zarówno mężatki
jak i dziewczęta.
Widzimy więc, że różnica między chłopem a Olędrem, nawet w stroju, jest
znaczna, a i w fizjonomii też jest widoczna. Nie tylko tam
jednak można jej dopatrzyć.
Przez wrodzony nam brak zdolności asymilujących, mimo spory kawał
czasu, który Olędrzy u nas przebyli, różnice między naszym chłopem
a Olędrem nie zatarły się i nigdy się pewno nie zatrą. Prócz
wzmiankowanej, składają się na to i inne jeszcze przyczyny, jak oto:
religia protestancka, będąca głównem wyznaniem Olędrów, oraz obcy język.
Paktem jest np., że małżeństwa Olędra z chłopką naszą, lub odwrotnie, nie
zdarzają się wcale, przynajmniej ja o nich nie słyszałem. Co więcej,
powiedzieć trzeba, że różnice te, przez czas, dający możność wzajemnego
zapoznania się lepiej, jeszcze bardziej się zaakcentowały, co stwierdzają
i sami chłopi, jak np. widać z następującego zdania, które otrzymałem w
odpowiedzi od służącej Polki, przebywającej razem z Olęderką, na pytanie,
zadane jej w tej kwestji: ,,Ona sie ze mnom nie stosuje; ona
z Olędrów, a ja ze wsi…”
[
Charakter ]
Pod względem charakteru, chłop tutejszy niczym się prawie nie różni
od chłopa z innych okolic. Pobożny i zamiłowany w zewnętrznych obrządkach
religijnych, ale z drugiej strony ogromnie zabobonny, a co do czarownictwa
daleko więcej niż w Małopolsce ; nieufny względem dworu i surdutowych, ale
uniżony, czapkujący i chylący się do kolan przy zbliżeniu z niemi. W naukę nie
bardzo wierzy, mówiąc z przekąsem o odbierających wykształcenie w szkołach: ,,
przyjedzie taki klasownik, tam ze światu i dopiero chce ludzi uczyć
rozumu” to też i oświata nie tęgo tu stoi. Ziemię swoją kocha namiętnie, jest
pracowity i ceni człowieka według pracy, ale tylko fizycznej. Niepracujących
własnymi rękami uważa za próżniaków. Przysłano raz np. dziewczynę po sprawunki
dla chorego dziedzica. Cóż, pytają jej się: ,, Dziedzic bardzo chory,
może umrze? E, taki pan, choćby umar( ł), to go nie szkoda, bo roboty z
niego niema. Bo to robi co? ” Pieniądz przychodzi mu trudno, więc go
żałuje wydać. Nawet w chorobie, cierpiąc, zawsze pamięta, że leczenie pociąga
za sobą koszta. ,,Bolom mie, widzicie, nogi, krzyże, tak mie drze… A co
mie ta choroba juz kostuje: siedem złotych i coś ctery grose dałem w japtyce, tera
znowu osiem złotych… Głowa mie boli, nogi…”. W biedzie swej pociesza się
taką filozofją: „Ja nie biedny, bo mam duse; djabeł biedny, bo nima dusy…”.
Czy moralnie wyżej lub niżej stoi od chłopa innych okolic, trudna bardzo
odpowiedź. Trudna choćby z tego względu, że my sami nie jesteśmy w stanie
dokładnie pojęcia moralności określić, co tym trudniejsze się staje, gdy
je trzeba określić u ludu, który moralne i niemoralne w wielu razach inaczej
niż my pojmuje. Z wad więcej rozpowszechnionych zaznaczyć należy:
nieposzanowanie cudzej własności, zwłaszcza leśnej i może trochę lekkie życie kobiet;
za to jednak, ile mogłem zauważyć, są mniej skłonni do pijaństwa niż np.
Krakowiacy.
Przejdźmy teraz do Olędrów.
Jak rzekłem wyżej, protestanci co do wyznania, pod względem
pobożności nie ustępują naszym chłopom, pod względem jednak zabobonności o
wiele ich przewyższają. Szczególniej przy hodowli bydła mają ogromne
mnóstwo swoich praktyk guślarskich, których wiele zapożyczyli od nich nasi chłopi.
Olędrzy mają u nich sławę wielkich hodowców, uważani są jednak przy tym za
na wpół czarowników, którzy tak umieją coś zrobić krowie, że sprzedana
naszemu chłopu, przestaje doić. Naturalnie jest to sobie gadanina, mająca może
źródło w rzeczywiście większej znajomości tej części gospodarstwa u
Olędrów, czego jednak chłop nie umie sobie inaczej wytłumaczyć, jak czarami, a
Olędrzy nie mają potrzeby mu zaprzeczać, zwłaszcza, że sami głęboko wierzą w
swoje środki czarodziejskie.
W
stosunkach z ludźmi inteligentniejszymi Olędrzy są mniej uniżeni, niż chłopi;
za to mają więcej obejścia światowego.
Naukę
również traktują po macoszemu i wielu z nich pisać nie umie, choć czytać, zdaje
się, większość potrafi. Co jest jednak ciekawe, ale zarazem dla nas smutnym
bardzo, to fakt, że wielu z nich, mieszkając już od kilku pokoleń w Polsce, nie
miało potrzeby nauczyć się po polsku. Spotkałem np. jednostki, które, będąc w
wojsku, wyuczyły się dość dobrze po rosyjsku, ale przez lat dwadzieścia parę,
zanim je powołano, nie nauczyły się, nie miały potrzeby nauczenia się po
polsku. Chłop zaś nasz ile tylko może, chce się do nich stosować i łamie sobie
język, byle choć parę słów wymówić w ich gwarze, która dość jest trudną do
zrozumienia, nawet dla posiadających jako tako język niemiecki.
Pracowici też są Olędrzy bardzo, choć co do owej pracy nie różnią się, zdaje
się, od naszych chłopów. Przywiązania zaś u nich do ziemi, tak jak u chłopów,
nie zauważyłem, co zresztą łatwo pojąć.
Przy
takich różnicach, w połączeniu z naszą biernością , a ich odpornością do
asymilacji, życie tych dwóch narodowości musi płynąć oddzielnymi korytami.
Warto by jednak było popatrzeć na rezultaty pracy obydwóch, na gusta i
upodobania, zaznajomić się z mieszkańcami, zwyczajami, wierzeniami itd.
Niestety, tego wszystkiego muszę tu tylko dotknąć pobieżnie!
Ile mogłem zauważyć, między Olędrami nie ma w ogóle bardzo ubogich,
jakich często mogłem spotkać między naszą ludnością. Mówiono mi, iż więcej
posiadają na jednostkę ziemi, niż nasi chłopi i tam to pewno szukać należy
źródła ich stosunkowo większej zamożności, a z drugiej strony w wyrobionej
rzutkości przemysłowej. Dość spory dochód przynosi im np. tkactwo domowe,
które Olęderki z powodzeniem uprawiają, a które nasze chłopki zaniedbały.
Z chowanych w domu owiec wszystkie prawie Olęderki wyrabiają bardzo piękne i
trwałe, grubsze i cieńsze wełniaki i podobnież fartuchy.Tylko do farbowania
oddają przędzę do miasta, cała zaś
przeróbka wełny i tkanie odbywa się w domu.
U naszych
włościan wyrabiają tylko płótno zgrzebne, które czasami farbują w miasteczku na
niebiesko i szyją z niego spodnie i sukmany dla mężczyzn. I tę jednak resztkę
przemysłu domowego zabija wyrób fabryczny.
Zamożność i wyższość Olędra nad naszym chłopem przejawia się także w
zamiłowaniu do porządnego mieszkania. Chaty chłopskie [ polskie ] źle odbijają
przy ich schludnych domkach; za to jako robotnik, tak zwany
„ręczny” tj. do ręcznej roboty, nasz chłop więcej jest poszukiwany.
[ Zwyczaje, wierzenia,
choroby ]
Ze
zwyczajów i wierzeń , w których odbija się życie ludowe, miałem sposobność
zaledwie parę szczegółów zanotować.
Święcą tedy w Trzy Króle: bursztyn, mirę, przestęp,
majeranek i czosnek. Ten ostatni, jak mię objaśniano, chroni od złego
człowieka. Święcą też wtedy tak zwane „czarcie łajno, którym kadzą ,,od
złego człowieka”. ,, Jak się (nim) okadzi, to zły człowiek nie ma przystempu”.
,,Czarcie łajno” dają jeszcze jeść krowom przeciwko oczarowaniu, szczególnie na
nowiu. Robi się to dlatego, ,,zeby chciały psie pyski (tj. czarownice) odeść”.
Dobrze też jest dać „czarciego łajna” i przed Zielonymi Świątkami, ,,bo
to wtedy te cioty tak latajom. ”
Wszystkie te sposoby
mają zarówno nasi chłopi, jak i Olędrzy, którzy też, zdaje się, wprowadzili
znany dziś i chłopom sposób leczenia bydła przez zadawanie oleju zwierzęcego.
Zaznaczyć też należy, że tak jedni jak i drudzy,
i to zarówno przy leczeniu ludzi, jak i bydła, przywiązują szczególniejszą wagę
do rozmaitych „dziewięciorakich” ziół, traw, korzeni, kropli i maści.
Oryginalne też mają poglądy na same choroby. Chorować może ktoś np. z
oczarowania przez „cioty”, i dlatego jeszcze, „że kochuny go pieką
na wewnątrz i nie może wytrzymać.” Ulubionym lekarstwem,
prócz wymienionych dziewięciorakich, są także rozmaite sadła, jak oto: psie,
niedźwiedzie, lwie (sic!), jaźwiecowe (borsucze), które zarówno dobrze robią używane
wewnątrz, jak i zewnątrz.
Środek przeciwko robakom u dzieci należy przygotowywać nie w domu,
lecz za domem, gdyż tylko wtedy pomoże. Są też i inne jeszcze sposoby leczenia.
Jeżeli, dajmy na to, dziecko „krzyczy od rana do wieczora” na ból w krzyżach,
to trzeba mu „wyrąbać krzyże na powale.” Robi się to w ten sposób, iż
przygotowaną w tym celu siekierą, o wschodzie słońca, wyrąbuje się po trzy
krzyże na trzech belkach, podtrzymujących powałę. Ma to być środkiem
radykalnym.”
Autor: Stanisław Ciszewski :
w ,,Wisła”- Miesięcznik Geograficzno-Etnograficzny. 1889,
T.3, z.2 … Tekst pozyskany dzięki
uprzejmości www.genea2011.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz