2018-01-20

STAWISZYN,ROK 1889



,, Stawiszyn, rok 1889 ”  -  porównanie  chłopa  polskiego  i  olęderskiego     zamieszkującego  okolice  Stawiszyna.
25/03/2011

    ,, Przebywając przeszło pół roku w Stawiszynie i stykając się dość często z ludem okolicznym, chciałem wyzyskać tę sposobność w celu poznajomienia ogółu z etnografią tamtych okolic. Brak czasu jednak, który pochłaniały mi inne zajęcia, stanął na przeszkodzie w nagromadzeniu większej ilości materiału, w skutek czego zmuszony jestem ograniczyć się niniejszą skromną notatką. Mniemam jednak,  że może zachęci ona  kogo, będącego w dogodniejszych ode mnie warunkach, do przeprowadzenia gruntowniejszych badań, na które okolica Stawiszyna ze wszech miar zasługuje.
   Zanim zapoznamy się z chłopem tych okolic, przypatrzmy się najpierw ziemi, na której on się rozsiadł. Jest to równina, bez śladu wszelkich wyniesień, które występują dopiero bliżej ku Koninowi. Jak okiem zasięgnąć wszędzie spostrzegasz uprawne pola i łąki, gdzieniegdzie tylko urozmaicone kępką drzew wyniosłych, przeważnie wierzb i topoli. Powierzchnię ziemi stanowi czarnoziem na podkładzie gliniastym. Z tego powodu bardzo wielkie oddają tu gospodarstwu usługi dreny, które też na wielu folwarkach pozaprowadzano.
   Chłopi, o ile się mogłem dowiedzieć, drenów nie stosują. Jak to wynika z natury gruntu, główną produkcją gospodarstw tutejszych stanowi pszenica oraz buraki cukrowe; te ostatnie przerabiają się w cukrowniach w Zbiersku i w Dzierzbinie. Chłopi sieją również sporo pszenicy, ale więcej żyta, jak również i ziemniaków, w miejscowej gwarze zwanych  ,,perki”.
   Przybysz, nawet na pierwszy rzut oka, rozpoznać może, że zakątek to dość zamożny. Przy bliższym rozpatrzeniu się, wiele zapewne barw przyblaknie, lecz w każdym razie jest to jedna z bogatszych okolic kraju. Dobrobyt ten szczególniej uderza tego, kto przybył wprost, lub zna przynajmniej dobrze inne mniej urodzajne strony kraju. Kontrast ten zarysowuje się wtenczas jaśniej, tym bardziej , że do porównania służyć mogą jeszcze osiadli między [tutejszą] ludnością  polską koloniści niemieccy, tak zwani Olędrzy albo Holendrzy. Z porównania naszego chłopa z takim Olędrem wiele ciekawych można wysnuć wniosków – postaramy, się więc naszkicować je tutaj, ile starczy materiału.

   [ Wygląd i strój  ]
    Pod względem fizycznym, lud z tych stron wiele  korzystniej przedstawia się  niż np. z okolicy Olkusza lub Kielc.Chłopy tu rosłe, barczyste, twarzy przeważnie ściągłej, oczu niebieskich, cery nie tak jakoś ogorzałej, jak u niektórych plemion małopolskich; włosy mają przeważnie blond, równo przystrzyżone; wąsów nie noszą. W ogóle znać na nich  jakby lepsze stosunkowo odżywianie się. 
    Kobiety, nie wiem dlaczego, ale jakoś nie dorastają  mężczyzn. Wzrostu są przeważnie średniego, a przy tym – co do rozrośnięcia się i pleczystości także z nimi nie harmonizują, a już zupełnie ustępują małopolskim chłopkom, a głównie mieszczankom. Płeć również jak u mężczyzn jasna, włosy także przeważnie blond, chociaż spotykałem dość często i szatynki. Oczy przeważnie niebieskie, twarze ściągłe.
    Mężczyźni noszą długie, niemal do ziemi sięgające sukmany z szarego, grubego sukna; rzadziej spotykałem je z płótna zgrzebnego, na ciemno- niebiesko farbowanego, które wyrabiają w domu. Pod sukmaną noszą długą, sukienną kamizelę, ze szklanymi, świecącymi się guzikami. Portki i koszula bywają płócienne: portki grubsze, koszula cieńsza; pierwsze niekiedy szyją się z takiegoż płótna , jak sukmana. Buty zwyczajne, jarmarczne. Dopełnia stroju latem kapelusz filcowy, czarny, z małym rondem (budka kapelusza od spodu, przy rondzie węższa); zimą czapa tj. ta charakterystyczna, wielkopolska czapka z siwego baranka, nadzwyczaj wysoka, z dnem sukiennym niebieskim, i ściągająca czapkę wąską ,  niebieską wstążeczką, związaną w kokardkę .  Aby nosić podobną czapę, bez prawdopodobieństwa zostania strachem na wróble, trzeba być nie lada mężczyzną; boć sama nazwa jej wskazuje, że to czapa luśniowana, tj. niby wóz  luśniowany ,  powiększona odpowiednio do rozmiarów jej właściciela. To też najczęściej noszą ją najroślejsi; niżsi zaś wzrostem zadawalają się tak zwanym kapturem, który jest rogatywką niską, obkładaną również siwym barankiem.
    Kobiety ubierają się w kraśne spódnice i kaftany lub staniki, w których przeważa zawsze kolor czerwony. Tylko u starszych, spotkać można jeszcze, dawniej powszechnie używany sukienny, granatowy kabat. Jest to rodzaj małopolskiej sukienki, lecz znacznie krótszej, bo kabat może pół łokcia tylko za pas sięga i ma przy tym pelerynkę małą, okrągło wyciętą, oraz jest marszczony z tyłu. Podobno dawniej i spódnice z takiego sukna nosiły tutaj powszechnie kobiety. Na głowach mężatki noszą muślinowe lub tiulowe czepki, są [one] rodzajem frezki marszczonej, która w kształcie daszka okala cały przód głowy. Czepek taki, który z tyłu głowy nieco odstaje, przewiązują wokoło głowy skręconą, wzorzystą chustką, której końce wiążą się następnie na wierzchu głowy, nie robiąc jednak przy tym wydatnego węzła. Czepki takie noszone są jednak nie przez wszystkie kobiety – a nie używające ich wyśmiewają swe sąsiadki w czepcach. Na nogach wszystkie kobiety noszą trzewiki, niekiedy ozdobione kokardkami  ze wstążek.  Dodać jeszcze należy, że mężatki włosy obcinają, dziewczęta zaś plotą je w warkocze, część upinając z tyłu, część zaś okręcając koło uszu, co wcale niepięknie wygląda i przypomina baranie rogi.  Do paciorków, noszonych na szyi, tak mężatki, jak i panny, lubią przyczepiać jasne, kolorowe wstążki, w których wielce gustują.  
     Jakaś staruszka  na przykład , więcej tu, niż w Krakowskim, dbałą była o swoje oblicze i umiała je zachować od zmarszczek, ba, nawet pryszczyków większych!

    Przyjrzyjmy się teraz Olędrom.
    Zaraz na pierwszy rzut oka wyróżniają się oni od miejscowej ludności.
    Mężczyźni nie odznaczają się zbyt wielkim wzrostem i zdaje mi się nie zbłądzę, jeśli powiem, że są w ogóle niżsi od naszych chłopów; są za to przysadziści, rozrośli i silni.  Fizjonomie ich typowe, niemieckie. Twarze wygolone, z pozostawionymi podbródkami (bardzo rzadko noszą brody), tak są uderzające, że w największym tłumie nie można się pomylić w rozróżnieniu Olędra od chłopa. Zresztą dopomaga w tem  nieco i różnica w stroju. Jakkolwiek , bowiem Olędrzy noszą też często szare lub niebieskie sukmany, krój ich jednak jest odmienny od chłopskich i są krótsze. Nadto Olędrzy nigdy prawie nie noszą kapeluszy, lecz czapki sukienne, a w zimie czarne, barankowe.
    Kobiety ich chodzą w pasiastych wełniakach swego wyrobu  i takich że fartuchach. Na głowach wiążą chustki wełniane, ale ciemne, miejskiego typu i sposobem ogólnie praktykowanym przez kobiety wszystkich stanów. Nogi obuwają w trzewiki; resztę stroju stanowi kaftan barchanowy lub inny. W lecie, zamiast wełniaków, używają perkalowych sukien. Strój taki noszą zarówno mężatki jak i dziewczęta.
    Widzimy więc, że różnica między chłopem a Olędrem, nawet w stroju, jest znaczna, a i w fizjonomii  też  jest widoczna.  Nie tylko tam jednak można jej dopatrzyć.
    Przez wrodzony  nam brak zdolności asymilujących, mimo spory kawał czasu, który Olędrzy  u  nas przebyli, różnice między naszym chłopem a Olędrem nie zatarły się i nigdy się pewno nie zatrą.  Prócz  wzmiankowanej, składają się na to i inne jeszcze przyczyny, jak oto:  religia protestancka, będąca głównem wyznaniem Olędrów, oraz obcy język. Paktem jest np., że małżeństwa Olędra z chłopką naszą, lub odwrotnie, nie zdarzają się wcale, przynajmniej  ja o nich nie słyszałem. Co więcej, powiedzieć trzeba, że różnice te, przez czas, dający możność wzajemnego zapoznania się lepiej, jeszcze bardziej się zaakcentowały, co stwierdzają  i sami chłopi, jak np. widać z następującego zdania, które otrzymałem w odpowiedzi od służącej Polki, przebywającej razem z Olęderką, na pytanie, zadane jej w tej kwestji:  ,,Ona sie ze  mnom  nie stosuje; ona z Olędrów, a ja ze wsi…”

   [ Charakter ]
     Pod względem charakteru, chłop tutejszy niczym się prawie nie różni od chłopa z innych okolic. Pobożny i zamiłowany w zewnętrznych obrządkach religijnych, ale z drugiej strony ogromnie zabobonny, a co do czarownictwa daleko więcej niż w Małopolsce ; nieufny względem dworu i surdutowych, ale uniżony, czapkujący i chylący się do kolan przy zbliżeniu z niemi. W naukę nie bardzo wierzy, mówiąc z przekąsem o odbierających wykształcenie w szkołach: ,, przyjedzie taki  klasownik, tam ze światu i dopiero chce ludzi uczyć rozumu” to też i oświata nie tęgo tu stoi. Ziemię swoją kocha namiętnie, jest pracowity i ceni człowieka według pracy, ale tylko fizycznej. Niepracujących własnymi rękami uważa za próżniaków. Przysłano raz np. dziewczynę po sprawunki dla chorego dziedzica. Cóż, pytają  jej się: ,, Dziedzic bardzo chory, może umrze?  E, taki pan, choćby umar( ł), to go nie szkoda, bo roboty z niego niema. Bo to robi co? ”  Pieniądz przychodzi mu trudno, więc go żałuje wydać. Nawet w chorobie, cierpiąc, zawsze pamięta, że leczenie pociąga za sobą koszta. ,,Bolom mie, widzicie, nogi, krzyże, tak  mie drze… A co mie ta choroba juz kostuje: siedem złotych i coś ctery grose dałem w japtyce,  tera znowu osiem złotych… Głowa mie boli, nogi…”.  W biedzie swej pociesza się taką filozofją: „Ja nie biedny, bo mam duse; djabeł biedny, bo nima dusy…”.
    Czy moralnie wyżej  lub niżej stoi od chłopa innych okolic, trudna bardzo odpowiedź. Trudna choćby z tego względu, że my sami nie jesteśmy w stanie dokładnie  pojęcia moralności określić, co tym trudniejsze się staje, gdy je trzeba określić u ludu, który moralne i niemoralne w wielu razach inaczej niż my pojmuje. Z wad  więcej rozpowszechnionych zaznaczyć należy: nieposzanowanie cudzej własności, zwłaszcza leśnej i może trochę lekkie życie kobiet;  za to jednak, ile mogłem zauważyć, są mniej skłonni do pijaństwa niż np. Krakowiacy. 

     Przejdźmy teraz do Olędrów.
    Jak rzekłem wyżej, protestanci co do wyznania, pod względem pobożności nie ustępują naszym chłopom, pod względem jednak zabobonności o wiele ich przewyższają.  Szczególniej przy hodowli bydła mają ogromne mnóstwo swoich praktyk guślarskich, których wiele zapożyczyli od nich nasi chłopi. Olędrzy mają u nich sławę wielkich hodowców, uważani są jednak przy tym za  na wpół czarowników, którzy tak umieją coś zrobić krowie, że sprzedana naszemu chłopu, przestaje doić. Naturalnie jest to sobie gadanina, mająca może źródło w  rzeczywiście większej znajomości tej części gospodarstwa u Olędrów, czego jednak chłop nie umie sobie inaczej wytłumaczyć, jak czarami, a Olędrzy nie mają potrzeby mu zaprzeczać, zwłaszcza, że sami głęboko wierzą w swoje środki czarodziejskie.
   W stosunkach z ludźmi inteligentniejszymi Olędrzy są mniej uniżeni, niż chłopi; za to mają więcej obejścia światowego.
   Naukę również traktują po macoszemu i wielu z nich pisać nie umie, choć czytać, zdaje się, większość potrafi. Co jest jednak ciekawe, ale zarazem dla nas smutnym bardzo, to fakt, że wielu z nich, mieszkając już od kilku pokoleń w Polsce, nie miało potrzeby nauczyć się po polsku. Spotkałem np. jednostki, które, będąc w wojsku, wyuczyły się dość dobrze po rosyjsku, ale przez lat dwadzieścia parę, zanim je powołano, nie nauczyły się, nie miały potrzeby nauczenia się po polsku. Chłop zaś nasz ile tylko może, chce się do nich stosować i łamie sobie język, byle choć parę słów wymówić w ich gwarze, która dość jest trudną do zrozumienia, nawet dla posiadających jako tako język niemiecki.
   Pracowici też są Olędrzy bardzo, choć co do owej pracy nie różnią się, zdaje się, od naszych chłopów. Przywiązania zaś u nich do ziemi, tak jak u chłopów, nie zauważyłem, co zresztą łatwo pojąć.
   Przy takich różnicach, w połączeniu z naszą biernością , a ich odpornością do asymilacji, życie tych dwóch narodowości musi płynąć oddzielnymi korytami. Warto by jednak było popatrzeć na rezultaty pracy obydwóch,  na gusta i upodobania, zaznajomić się z mieszkańcami, zwyczajami, wierzeniami itd.  Niestety, tego wszystkiego muszę tu tylko dotknąć pobieżnie!
    Ile mogłem zauważyć, między Olędrami nie ma w ogóle bardzo ubogich, jakich często mogłem spotkać między naszą ludnością. Mówiono mi, iż więcej posiadają na jednostkę ziemi, niż nasi chłopi i tam to pewno szukać należy źródła ich stosunkowo większej zamożności, a z drugiej strony w wyrobionej rzutkości przemysłowej. Dość spory dochód przynosi im np. tkactwo domowe,  które Olęderki z powodzeniem uprawiają, a które nasze chłopki zaniedbały. Z chowanych w domu owiec wszystkie prawie Olęderki wyrabiają bardzo piękne i trwałe, grubsze i cieńsze wełniaki i podobnież fartuchy.Tylko do farbowania oddają  przędzę do miasta, cała zaś przeróbka wełny i tkanie odbywa się w domu.
   U naszych włościan wyrabiają tylko płótno zgrzebne, które czasami farbują w miasteczku na niebiesko i szyją z niego spodnie i sukmany dla mężczyzn. I tę jednak resztkę przemysłu domowego zabija wyrób fabryczny.
   Zamożność i wyższość Olędra  nad naszym chłopem przejawia się także w zamiłowaniu do porządnego mieszkania. Chaty chłopskie [ polskie ] źle odbijają  przy ich schludnych domkach;  za to jako robotnik, tak zwany „ręczny” tj. do ręcznej roboty, nasz chłop więcej jest poszukiwany.

  [ Zwyczaje, wierzenia, choroby ]
   Ze zwyczajów i wierzeń , w których odbija się życie ludowe, miałem sposobność zaledwie parę szczegółów zanotować.
    Święcą  tedy w  Trzy Króle: bursztyn, mirę, przestęp, majeranek i czosnek. Ten ostatni, jak mię objaśniano, chroni od złego człowieka. Święcą też wtedy tak zwane „czarcie łajno, którym  kadzą ,,od złego człowieka”. ,, Jak się (nim) okadzi, to zły człowiek nie ma przystempu”. ,,Czarcie łajno” dają jeszcze jeść krowom przeciwko oczarowaniu, szczególnie na nowiu. Robi się to dlatego, ,,zeby chciały psie pyski (tj. czarownice) odeść”.  Dobrze też jest dać „czarciego łajna” i przed Zielonymi Świątkami, ,,bo to wtedy te cioty tak latajom. ”
Wszystkie te sposoby mają zarówno nasi chłopi, jak i Olędrzy, którzy też, zdaje się, wprowadzili znany dziś i chłopom sposób leczenia bydła przez zadawanie oleju zwierzęcego.      Zaznaczyć też należy, że tak jedni jak i drudzy, i to zarówno przy leczeniu ludzi, jak i bydła, przywiązują szczególniejszą wagę do rozmaitych „dziewięciorakich” ziół, traw, korzeni, kropli i maści.
   Oryginalne też mają poglądy na same choroby. Chorować może ktoś np. z  oczarowania przez „cioty”,  i dlatego jeszcze, „że  kochuny go pieką na wewnątrz  i  nie może wytrzymać.”  Ulubionym lekarstwem, prócz wymienionych dziewięciorakich, są także rozmaite sadła, jak oto: psie, niedźwiedzie, lwie (sic!), jaźwiecowe (borsucze), które zarówno dobrze robią używane wewnątrz, jak i zewnątrz.
    Środek przeciwko robakom u dzieci należy przygotowywać  nie w domu, lecz za domem, gdyż tylko wtedy pomoże. Są też i inne jeszcze sposoby leczenia. Jeżeli, dajmy na to, dziecko „krzyczy od rana do wieczora” na ból w krzyżach, to trzeba mu  „wyrąbać krzyże na powale.” Robi się to w ten sposób, iż przygotowaną w tym celu siekierą, o wschodzie słońca, wyrąbuje się po trzy krzyże na trzech belkach, podtrzymujących powałę.  Ma to być środkiem radykalnym.” 

     Autor:  Stanisław Ciszewski :  w  ,,Wisła”-  Miesięcznik Geograficzno-Etnograficzny. 1889, T.3, z.2    …   Tekst pozyskany dzięki uprzejmości  www.genea2011.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz